Archiwum czerwiec 2009


cze 21 2009 In vitro
Komentarze: 0

Poseł PiS Bolesław Piecha przekonuje do swojego projektu ustawy, całkowicie zakazującego stosowania metody in vitro. Jest to zgodne, jakże by inaczej, ze stanowiskiem kościoła (dokładniej kościoła hierarchicznego, ponieważ około 70% polskiego społeczeństwa /którego ponad 90% deklaruje się jako ludzie wierzący/ opowiada się za legalnością in vitro). Co ciekawe, projekt Piechy idzie dalej niż bardzo konserwatywny i restrykcyjny projekt posła Gowina z PO. Konserwatywny i restrykcyjny, bo dopuszczający wprawdzie zabieg (chociaż jedynie dla małżeństw!), ale zabraniający nie tylko niszczenia, ale nawet mrożenia zarodków. Okazuje się, że dla posła Piechy nawet takie zapisy są niewystarczające. Rozumiem jego sprzeciw wobec zamrażania czy niszczenia zarodków. Więcej nawet, jestem w stanie przyłączyć się do tego sprzeciwu, ponieważ podobnie jak poseł Piecha, też opowiadam się za prawną ochroną życia poczętego. Pokrótce uzasadnię dlaczego. Pytanie kiedy z zarodka powstaje człowiek, zawsze budziło spory i kontrowersje. I zawsze będzie budzić. Nawet najdoskonalszy arbiter, jakim dysponuje ludzkość w rozstrzyganiu spornych kwestii - nauka - na niewiele się tu zda. Biologia może wprawdzie dostarczyć dokładnych informacji na temat ilości komórek organizmu w danym momencie, może określić czas, w którym wykształcane zostają poszczególne organy, ich funkcje życiowe itp., jednak nie łudźmy się, nauka nigdy nie udzieli nam bezpośredniej odpowiedzi na pytanie w którym momencie pojawia się człowiek. Nie dlatego, że jest niedoskonała czy niepełna (choć jak wszystko jest), ale po prostu dlatego, że nie jest to jej przedmiotem. Nawet kwestia definicji samej istoty ludzkiej pozostanie zawsze domeną światopoglądu, tym bardziej więc do sfery subiektywnej będzie należeć definicja momentu pojawienia się tej istoty. Będziemy przekonani, że mamy do czynienia z człowiekiem od tego to a tego momentu, będziemy w to wierzyć, będziemy tak czuć itp., ale nigdy nie będziemy tego wiedzieć (w sensie naukowym). A skoro tak, to jedynym racjonalnym (także, a może nawet przede wszystkim z prawnego punktu widzenia) działaniem wydaje się założenie "najbezpieczniejszego wariantu", tj. że istota ludzka bierze swój początek w chwili poczęcia. Logiczną konsekwencją takiego założenia jest konieczność zapewnienia ochrony prawnej ludzkiego organizmu od momentu poczęcia właśnie. Oczywiście ochrona ta nie może być bezwarunkowa, tak jak nie jest ona bezwarunkowa w przypadku osób już urodzonych (prawo dopuszcza np. pozbawienie kogoś życia w obronie własnej). Ale to już nieco inny temat, związany raczej z problematyką aborcji.
W kontekście powyższej dygresji muszę stwierdzić, że zakazujący niszczenia zarodków projekt posła Gowina jest dla mnie nie tylko zrozumiały, ale nawet racjonalnie uzasadniony (oczywiście z wyjątkiem niektórych zawartych w nim szczegółowych zapisów, takich jak dopuszczalność zabiegu tylko dla małżeństw). Zupełnie natomiast nie mogę się zgodzić z uzasadnieniem projektu posła Piechy. Zadziwiające jest zresztą jak zmienia się retoryka przeciwników metody in vitro w trakcie pojawiania się nowych możliwości medycyny. Jeszcze nie tak dawno jedynym w zasadzie powodem krytyki tej metody było wymienione wyżej niszczenie lub zamrażanie zarodków. Kiedy okazało się, że zabieg można przeprowadzić bez niszczenia zarodków nadliczbowych, natychmiast zmieniono front - teraz mówi się o godności człowieka. Rozumiem, że przeciwnicy in vitro odmawiają godności człowiekowi poczętemu w ten sposób, albo przynajmniej twierdzą, że niegodny jest sam sposób poczęcia. Czy jednak ktoś jest w stanie wytłumaczyć na czym polega owy "brak godności" metody in vitro albo inaczej z czym jest związana "przewaga godności" poczęcia w standardowy sposób? Dlaczego za "niegodną" uważa się metodę in vitro, nic natomiast nie mówi się o godności poczęcia dokonanego w wyniku przemocy (fizycznej lub psychicznej - np. pijany mąż) czy też przypadkowego zajścia w ciążę bez woli rodziców (np. w wyniku błędnego zastosowania nieodpowiedniego zabezpieczenia)? Nawet pomijając wyżej wymienione negatywne przykłady i koncentrując się jedynie na w pełni świadomym i otoczonym miłością poczęcieu dziecka w naturalny sposób, nie sposób wskazać "godnościową wyższość" metody naturalnej nad metodą in vitro. Metoda naturalna dostarcza - i bardzo dobrze! - fizycznej przyjemności podczas jej stosowania, nie wymaga natomiast zbytnich wyrzeczeń. Zupełnie inaczej jest w przypadku metody in vitro. Jest to metoda wymagająca od przyszłych potencjalnych rodziców poświęcenia dużej ilości czasu, wiążąca się z szeregiem bolesnych zabiegów oraz ze znacznymi kosztami finansowymi. Rodzice decydujący się na metodę in vitro muszą być bardzo zdeterminowani by świadomie podjąć tak duży trud i wykazać takie poświęcenie. Robią to jednak, bo mają piękny i szlachetny cel - kochając się pragną dać sobie (i innym) coś najbardziej wartościowego - życie. I właśnie to, moim zdaniem - czyli prawdziwe intencje i miłość decydują o godności poczęcia, a nie czysto techniczna kwestia sposobu zapłodnienia! Powstaje więc pytanie co w opisanym postępowaniu ludzi stosujących metodę in vitro jest niegodne? Tu dochodzimy do meritum. Otóż myślę, że nikt z politycznych przeciwników metody in vitro nie odpowie na tak postawione pytanie. Odpowiadając musiałby bowiem przyznać, że jedyną motywacją sprzeciwu jest stanowisko kościoła. W średniowieczu ludzie słuchali uważnie zakazów i nakazów kościoła, ale nie zastanawiali się nad ich sensem. Uważali - i wcale się z tym nie kryli, że lepiej zbyt wiele nie myśleć, bo myślenie może prowadzić - o zgrozo! - do pojawienia się jakichś wątpliwości czy niepotrzebnych pytań. Dziś jest jeszcze gorzej. Politycy PiS-u (oraz wszelkiej maści na prawo od tej formacji - o ile jeszcze tacy istnieją) nie tylko, że w przerażeniu swym drastycznie ograniczają myślenie na tematy, na które wypowiada się kościół, ale nawet nie mają odwagi się do tego przyznać (a raczej cynicznie nie przyznają się, ponieważ wiedzą, że to jeszcze bardziej zmniejszyłoby ich topniejący elektorat). Lawirują więc mówiąc najpierw o ochronie życia poczętego, a kiedy ten argument zostaje zbity, bredzą coś o godności. Nie mają odwagi po prostu przyznać - tak, kierujemy się stanowiskiem kościoła i ono jest dla nas najważniejsze. Nawet jeśli stanowisko to wydaje się (także nam) zupełnie nielogiczne i niczym nieuzasadnione. Muszę przyznać, że w kwestii in vitro niemile rozczarował mnie nawet sam Marek Jurek. Poseł, z którym zawsze biegunowo wręcz się nie zgadzałem, ale którego do tej pory szanowałem za wierność swoim poglądom, szczerość i nie stosowanie politycznego kunktatorstwa. Jednak nawet Marek Jurek nie postawił sprawy jasno - in vitro nie powinno być dopuszczone, bo jest to próba wejścia człowieka w sferę zarezerwowaną dla Boga. To byłoby uczciwe postawienie sprawy. Bo w istocie tylko o to przecież chodzi! Kościół od zawsze stoi na stanowisku, że istnieją pewne obszary zarezerwowane tylko i wyłącznie dla Boga, w które człowiek nie może ingerować. Kiedyś była to fizyka i astronomia, dziś taką sferą jest biologia. Ale hierarchia kościelna to nie państwo, a kościół to nie całe społeczeństwo. Oczywiście ludzie mają prawo do takich poglądów, ale niech nie narzucają siłą (którą stanowi prawo karne) tych poglądów innym!
Na koniec kwestia dotycząca przyszłości. Jak wiadomo, w procesie naturalnego zapłodnienia prawie zawsze nieuniknione jest obumarcie pewnej liczby zarodków. Z drugiej strony ciągłe doskonalenie metody in vitro pozwala mieć nadzieję, że już w niedługim czasie zapłodnienie tą metodą nie będzie w ogóle prowadzić do powstawania zarodków nadliczbowych. Niebawem kościół może więc stanąć przed poważnym dylematem: czy nadal promować tradycyjną metodę poczęcia, prowadzącą w naturalny sposób do ginięcia zarodków, czy może jednak zaaprobować nową metodę in vitro jako eliminującą (lub przynajmniej znacznie ograniczającą) śmierć zarodków. Obawiam się, że po wpadnięciu tą, można powiedzieć własną pułapkę, tzw. obrońcy życia opowiedzą się za metodą tradycyjną tylko dlatego, że jest ona naturalna. Czyli opowiedzą się de facto przeciwko życiu...